Halo, to ja… – Odrobina subiektywnej historii dostępności

Poniżej znajdziecie krótki tekst zawierający moje subiektywne spojrzenie na historię dostępności smartfonów w Polsce. Artykuł napisany został do kwietniowego numeru Mój Mac Magazyn. Cały numer możecie pobrać klikając w poniższy odnośnik.
Pobierz Mój Mac Magazyn nr 4 2016 – Apple bez barier

Halo, to ja…

Telefon dla niewidomych? To chyba najlepsza forma zdalnej komunikacji. Tylko dźwięk, zero obrazu, równe szanse. Od czasu popularnych w naszym kraju Tulipanów pod tym względem nic się nie zmieniło jeśli chodzi o samą tylko rozmowę. Gdy jednak pod uwagę weźmiemy możliwość obsługi współczesnych smartfonów z których korzystają niewidomi to sytuacja nie wygląda już tak kolorowo.

Przyglądając się wykorzystywanym przez osoby niewidome technologiom asystującym łatwo stwierdzić, że innowacyjność nie była ich najmocniejszą stroną. W końcu świetnie funkcjonujący przez kilka tysiącleci kostur ślepca dopiero w XX wieku został skrócony oraz przemalowany na biało. I de facto od tej rewolucji technologicznej nie uległ większym zmianom. W świecie elektroniki na szczęście postęp jest znacznie szybszy, ale i tutaj początki nie były łatwe.

Trudne początki

Rynek urządzeń mobilnych w Polsce obserwuję od roku 1997, czyli momentu gdy komórki zaczęły być dostępne na każdą kieszeń. I nie chodzi tu tylko o koszty utrzymania, ale i o to, że na reszcie zaczęły się mieścić w naszych kieszeniach.

Osoby niewidome praktycznie od samego początku korzystały z dostępnych w sprzedaży telefonów komórkowych. Oczywiście urządzenia te nie miały żadnego wsparcia dla osób z dysfunkcją wzroku. Posiadały za to jedną zaletę. Były proste i nieskomplikowane. W efekcie osoby niewidome błyskawicznie uczyły się układu menu i już po kilku dniach nie tylko odbierały i wykonywały połączenia, ale również bez trudu zarządzały wszystkimi ustawieniami czy bezwzrokowo pisały wiadomości tekstowe. Ponieważ w tym czasie na rynku było jedynie kilka modeli komórek, dla niewidomych nie miało znaczenia czy to Sagem, Motorola czy Siemens. Dodatkowo, bardzo często oprócz układu menu znali oni również kody producentów umożliwiające im włączanie i dezaktywowanie dodatkowych funkcji, zazwyczaj nieobecnych w podstawowym interfejsie urządzeń. W swym zapale i entuzjazmie przypominali mi amerykańskich Phone Phreakerów.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych zagościły w Polsce pierwsze modele telefonów (np. Siemens C25) umożliwiające niewidomym użytkownikom podłączenie kablem do komputerów i poprzez ingerencję w firmware, odczytanie otrzymanych wiadomości tekstowych czy edycję książki telefonicznej. Łączność na podczerwień, która na początku millennium pojawiła się w niektórych modelach (np. Siemens S35I), jedynie ułatwiła możliwość obsługi telefonów, bez konieczności zakupu często trudno dostępnych kabli serwisowych.

Na szczęście zyskująca na popularności Nokia, do swych telefonów dołączała zarówno kable jak i oprogramowanie, za pomocą którego możliwa była z poziomu komputera edycja kontaktów, dodanie własnych dzwonków bądź też odczytanie wiadomości tekstowych. Jednak z roku na rok telefony komórkowe stawały się bardziej skomplikowane, a ich pamięciowa obsługa coraz trudniejsza.

Dobra zmiana

I wtedy nadszedł rok 2002, w którym Nokia wypuściła na rynek pierwszego smartfona działającego w oparciu o mobilny system operacyjny Symbian S60. Nowe środowisko umożliwiało tworzenie w nim aplikacji co z kolei doprowadziło do powstania dwóch najpopularniejszych programów odczytu ekranu Talks i MobileSpeak. Obie aplikacje umożliwiały osobom niewidomym obsługę najnowszych smartfonów, w niespotykanym dotychczas zakresie. Niemożliwe stało się możliwe – czytanie wiadomości tekstowych, obsługa przeglądarek internetowych i poczty elektronicznej, tworzenie notatek, wykorzystywanie nawigacji satelitarnej i wiele, wiele więcej. Jedynym minusem tego rozwiązania była cena. Wartość aplikacji udźwiękawiających wahała się od 1100 do 1500 zł. Pamiętajmy jednak, że to był sam program odczytu ekranu. Cena nowego modelu często oscylowała w okolicy 2000 zł, co finalnie dawało nam wydatek rzędu 3000 zł. Pomyślicie nowy iPhone? Nie do końca.

Przede wszystkim ceny aplikacji dla osób niewidomych były niewspółmiernie wysokie. Najlepszym tego przykładem jest program o nazwie KNFB Reader służący do rozpoznawania tekstu na zrobionych telefonem zdjęciach. Dla platformy Symbian kosztował on ponad 4000 zł. Obecnie na iOS także jest drogi, ale kosztuje już tylko 100 euro, czyli dziesięć razy mniej.

Pomimo swych cen, to właśnie symbianowe Nokie zdominowały światowy rynek dostępnych smartfonów. Przez wiele lat Nokia pozostawała hegemonem na tym polu. Dopiero w roku 2009 jako zwiastun kolejnej zmiany pojawił się iPhone 3GS, a wraz z nim wersja iOS zawierająca VoiceOver, czyli natywny program odczytu ekranu.

Gadający iOS

Podstawowa różnica między VoiceOver a symbianowymi programami odczytu ekranu polegała na tym, że ten pierwszy stanowił integralną część jądra systemu. Drugi ogromny atut iOS wiązał się z polityką Apple. Firma oprócz dostarczania narzędzi i wskazówek jak należy tworzyć aplikacje, weryfikowała ich jakość wykonania. Doprowadziło to do sytuacji, że ok. 80% zewnętrznych programów było w pełni dostępnych dla VoiceOver. Na Symbianie ten procent wyglądał dokładnie odwrotnie. Jedynie ok. 20% aplikacji dawało nadzieję na ich pełną dostępność. Trzecią i największą różnicę stanowiła obsługa samego urządzenia. W roku 2009 na rynku były już dotykowe, dające się udźwiękowić Nokie symbianowe.Jednakże poziomowi ich dostępności i jakości obsługi było bardzo daleko do iPhone 3GS.

Niestety, pomimo swej dostępności, to właśnie ten trzeci aspekt, obsługa ekranu dotykowego, przez szereg lat budził największy opór niewidomych użytkowników. Osoby przyzwyczajone do poznawania świata dotykiem nagle miały zacząć korzystać z idealnie gładkiego urządzenia? Bez żadnego znanego układu klawiszy i punktów odniesienia? Dla większości z nich to było wręcz niewyobrażalne. Wcześniej wystarczyło nacisnąć guzik aby wywołać reakcję. Teraz trzeba stukać, pukać, przeciągać palcem w górę i w dół. Gesty na dwa i trzy palce, szczypanie i rozciąganie. Cały nowy, wirtualny a przez to całkowicie nieznany i nienaturalny sposób obsługi.

Trening czyni mistrza

Dostrzegając potencjał nowego systemu i aplikacji działających w środowisku iOS, zmieniających iPhone w najlepszy dostępny na rynku sprzęt rehabilitacyjny dla osób niewidomych, od 2010 roku, z różnym skutkiem próbuję przekonywać niewidomych do korzystania z mobilnych urządzeń Apple. Na szczęście dzięki ogromnej popularyzacji ekranów dotykowych, także i oni coraz łatwiej otwierają się na tę formę obsługi urządzenia. Łatwiej wcale nie oznacza, że łatwo. Kilku rekordzistów, którzy w końcu zdecydowali się na kupno iPhone przekonywałem do tego kroku przez okres ponad dwóch lat.

Scenariusz zawsze jest taki sam. Tuż po zakupie strach i panika. Ja nie wiem, ja zepsuję. Dzięki temu, że w iOS zepsuć coś jest bardzo trudno, z reguły ten etap mija bardzo szybko i już po kilku godzinach osoba niewidoma posiada całą podstawową wiedzę umożliwiającą obsługę iPhone. Reszta zależy od zdolności manualnych i wolnego czasu użytkownika. Najczęściej już po tygodniu nie potrafią sobie wyobrazić dlaczego tak długo zwlekali z zakupem iPhone.

Obsługa iOS z VoiceOver, nawet na ekranie dotykowym, jest bardzo intuicyjna. Niestety czasem pojawiają się problemy innego rodzaju. Część użytkowników, w tym także osoby niewidome, ekran smartfona obsługuje palcem wskazującym. W takiej sytuacji, gdy uzyskanie ruchu w czterech kierunkach wymaga angażowania całego przedramienia, precyzja wykonywanych gestów jest znacznie mniejsza. Gdy do tego u początkujących użytkowników dodamy brak kontroli wzrokowej, otrzymamy mnóstwo zniechęcenia i frustracji. Nie słyszałem jednak o przypadku niewidomego użytkownika, który definitywnie zraziłby się do tego systemu. Początkowo radzą sobie oni w ten sposób, że próbują obsługiwać mobilne urządzenia za pomocą klawiatur bezprzewodowych. Tu jednak bardzo szybko okazuje się, że zawsze gdy akurat mamy coś pośpiesznie zapisać, klawiatury nie ma pod ręką. W ten sposób błyskawicznie zapominają o zewnętrznych rozwiązaniach i korzystają tylko z ekranów dotykowych. Wyjątek stanowią użytkownicy, którym np. iPad zastępuje komputer osobisty. W takiej sytuacji, do pisania dłuższych tekstów, klawiatura pozostaje niezastąpiona.

Konkurencja nie śpi

W roku 2009 na rynku pojawił się także Android w wersji 1.6 o jak zwykle słodkiej nazwie Donut. Był to pierwszy Robocik zawierający TalkBack, czyli program odczytu ekranu dla osób niewidomych. Od tamtej pory trwa swoisty wyścig dwóch gigantów. Z wersji na wersję mobilne screenreadery stają się bardziej funkcjonalne. W roku 2011 Finowie próbowali odrobić straconą pozycję w tym obszarze tworząc bezpłatny program odczytu ekranu – Nokia ScreenReader. Ponieważ jednak aplikacja zapewniała jedynie obsługę podstawowych funkcji telefonu, nigdy nie zyskała dużej popularności. Dziś miejsce Noki w tym peletonie zastąpił MS Windows, który wdrażając Narratora do swojego najnowszego mobilnego systemu próbuje zapewnić wsparcie dla osób niewidomych.

TalkBack jest programem, który bardzo dobrze udźwiękawia środowisko Android. Jednak z uwagi na mniej intuicyjną obsługę, nieco mniejszą funkcjonalność oraz mniejszą dostępność zewnętrznych aplikacji pozostaje mniej popularnym rozwiązaniem. Użytkownikom niewidomym, przesiadającym się ze starych Noki symbianowych, bądź osobom które dopiero utraciły wzrok, znacznie łatwiej jest odnaleźć się w środowisku iOS. Ten wyścig jednak nadal trwa. I naprawdę trudno odgadnąć kto za pięć lat będzie dzierżył palmę pierwszeństwa. Aktualnie z punktu widzenia osób niewidomych to właśnie Apple działa najbardziej perspektywicznie, równolegle udźwiękawiając i udostępniając telefony, tablety, komputery, zegarki i odtwarzacze muzyki. Cały dostępny ekosystem, którym przywiązuje do siebie użytkownika, a z nim często całą rodzinę.